A więc już po plenum — Gierek przemawiał dwie godziny, słuchałem w telewizji: o sprawach gospodarczych dość rozsądnie, o politycznych i kulturalnych nic ciekawego, wciąż odmieniał w kółko słowo „partia”. Wyraźnie też powiedział, że nie będzie wolnej gry sił politycznych i że pisarze winni pomagać partii. Przygnębiające. W ogóle było to raczej przemówienie człowieka słabego. Na sali mordy okropne (ktoś spał na stole!), to tacy ludzie nami rządzą w epoce rewolucji naukowej. […]
Plenum, poza przemówieniem Gierka, było tajne, podobno teksty jego mają się ukazać w elitarnym i niedostępnym miesięczniku „Nowe Drogi”. Tak więc rewolucyjna władza wstydzi się sama siebie. Wylano Kliszkę i Jaszczuka, Gomułkę zawieszono (bo chory…), Kociołek, Loga-Sowiński i Walaszek sami podali się do dymisji. Taki więc koniec kariery Kociołka […] — jedno potknięcie w czasie zajść na Wybrzeżu (kazał robotnikom wrócić do stoczni, gdzie powitały ich strzały) i już po nim. […] Podobno Kliszko się bronił, miał oświadczyć, że to nie były rozruchy robotnicze, lecz atak kontrrewolucjonistów, który należało odeprzeć, choćby liczba zabitych miała być nie wiem jaka. Aha, Gierek podał tę liczbę: czterdzieści pięć i tysiąc sto rannych, z tego połowa mundurowych.
Warszawa, 11 lutego
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.